Dekonstruował się. Wpatrując się w pierwsze promienie słońca
nad horyzontem.
Zaczynał jak zwykle – od odprężenia. Szukał w ciele tych
fragmentów, które zdawały się być zaciśnięte. Wydawało się, że są jak supły,
które należy poluzować.
Tak długo nad nimi pracował, skupiał się na nich, skupiał…
aż puszczały.
Puszczały jak zwieracze po porannej kawie poprzedzonej
całonocną libacją.
Odprężał się.
I wiedział że gdy osiągnie ten stan, ten stan na krawędzi jawy
i snu będzie mógł odwiedzić skarbiec.
Pionowe i poziome krechy tworzyły kraciaste drzwi do
wejścia.
Wewnątrz każdego z utworzonych kwadratów znajdował się inny symbol.
Każdy był wejściem niżej, do podświadomości, do podprogramu,
który sterował jego jaźnią.
A strażnikiem skarbca była Ona.
- Dawno Cię tu nie było.
- Demony mnie tutaj przyciągnęły.
- Nie wierzysz już w demony. Ani w bogów. Wiem to, bo jestem
Tobą.
- Jeśli jesteś mną, to nic nie wiesz. Znam siebie.
- Ale jednak to wypowiedziałeś. Czy jeśli to wypowiedziałeś,
to weźmiesz cały bagaż psychicznej krzywdy i zobowiązań, który za tym idzie?
- Nie wiem czy jestem gotowy.
- Czy wobec tego będziesz się nadal oszukiwał?
- Boję się świata bez boga. Bogów.
- Czy wyrzekniesz się go?
- Boję się to wyznać. Po tylu tysiącach godzin spędzonych na
modlitwach. Setkach rytuałów. Ogromnej populacji wyznawców która jest wokół.
Wobec ludzi których poznałem. Strzelistych kopuł. Bronionych racji.
Przeczytanych ksiąg. Bardzo się boję.
- Czego się jeszcze boisz?
- Niebycia.
- A jeszcze?
- Oddawania krwi. Bałem się też odpowiedzialności, ale mi
przeszło.
- Ale tak naprawdę. Jest coś jeszcze czego się boisz?
- Bólu chyba. Znowu wraca do mnie niebyt. Przed szaleństwem
z tego powodu ratuje mnie zdanie – Nie istniałem na miliony lat zanim się
narodziłem i nie czułem z tego powodu żadnego dyskomfortu.
- A dlaczego nie wierzysz?
- Dlatego że zawiodłem się na instytucji. Jest mi wstyd z
każdą kolejną decyzją i aferą. Dlatego że przeczytałem ewangelie i stary
testament. I nie odkryłem tam wiele dobrego. Dobrą ideologię chrześcijańską w
nowym testamencie. Gniewnego boga Izraelitów w starym testamencie. Drogę usianą
trupami. Dużo krwi.
- A czego się spodziewałeś?
- Nudnego, stabilnego oświecenia. Rozważania prawd ukrytych
w stabilnych przypowieściach. A dostałem niespójną krew. A wspominałem już, że boję
się oddawania krwi.
- Czy straciłeś wiarę w boga starotestamentowego?
- Tak.
- A Jezus jest spoko?
- Jeśli byłbym w stanie uwierzyć w którąkolwiek z ewangelii.
Dowiedzieć się która wersja była prawdziwa. Albo nie mieć niespójności. Bez
tego to doskonały system filozoficzny. Ale nie boski.
- I co z tym zrobisz?
- Będę żyć dalej. Czuję jednak, że straciłem. Czułem to
wsparcie, było ze mną w trudnych chwilach.
- Czy jesteś sobie w stanie wytłumaczyć obecność Twoich
bliskich zmarłych gdzieś obok?
- Oni są częścią mnie. Mam ich kod genetyczny. Trzymam ich w
każdej komórce mojego ciała. Skoro ciało, każda komórka ewolucyjnie dopasowuje
się do zmieniających się warunków, to w informacji genetycznej, w ciągu niezrozumiałych
znaków znajduje się coś więcej. Ciągłość. Wiadomość. Wieczność. Linia życia.
Dobra dekonstrukcja.
Wziąłem łyk kawy.
I więzy puściły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz