poniedziałek, 10 maja 2021

Cofnij się



 

Najwięcej czasu w życiu przeżyłem analizując własne wspomnienia.

Jak wyglądałaby ta nitka, gdybym ją szarpnął, naciągnął w innym momencie?

Czy żyłbym, istniałbym teraz?

Tak trudno nam uświadomić sobie, że to koniec. Że nie cofniemy się z aktualną wiedzą do jakiegoś punktu w przeszłości, nie wykorzystamy tego co wiemy.

Tak trudno nam przyznać, że w tych życiowych punktach wykonaliśmy dokładnie to co uznaliśmy za słuszne, lub też stchórzyliśmy i nigdy nie poznamy tej drugiej ścieżki.

Jak pewni jesteśmy w przeszłości. Pewni scenariusza, które wytworzyło nasze dzisiejsze ja.

To jak bajka, w której romantyczna opowieść kończy się na romantycznym pocałunku, i żyli długo i szczęśliwie. A przecież w tym momencie ta bajka powinna się zacząć.

Czy zmieniłbyś coś, ale tak naprawdę?

Uważasz, że wszystkie kroki które wykonałem doprowadziły mnie do tego kim jestem teraz? I tego że istnieję? I tego, że mogę się nad tym zastanawiać?

Nawet odrobinę? Nic byś nie zmienił? Nie nagiął?

Czegokolwiek?

Pilnowałem J. na zejściu trzecią godzinę. Jego serce miało przestać bić już ze dwie temu. A nadal się nie poddawało. Dodatkowo całkiem dotleniony mózg nadal wstrzymał się przed wezwaniem karetki i wypluwał z siebie tę stertę śmieci.

- Obawiam się, że świat jeszcze przez kilka lat będzie zmuszony przyciągać do siebie siłami grawitacji tę kupę gówna, którą nazywasz mózgiem. Spierdalaj do domu – zaciągnąłem się końcówką peta – i jeśli potrafisz zmienić przeszłość, to zrób to właśnie teraz. Jeden raz. Jeśli Ci się nie uda, to odór Twojego oddechu przy wysrywaniu tych wszystkich wątpliwości nie jest wart powtórzenia tej próby.

Nigdy.

Kiedykolwiek.

Odejdź.  

niedziela, 4 kwietnia 2021

Dekonstrukcja

 



Dekonstruował się. Wpatrując się w pierwsze promienie słońca nad horyzontem.

Zaczynał jak zwykle – od odprężenia. Szukał w ciele tych fragmentów, które zdawały się być zaciśnięte. Wydawało się, że są jak supły, które należy poluzować.

Tak długo nad nimi pracował, skupiał się na nich, skupiał… aż puszczały.

 

Puszczały jak zwieracze po porannej kawie poprzedzonej całonocną libacją.

 

Odprężał się.

I wiedział że gdy osiągnie ten stan, ten stan na krawędzi jawy i snu będzie mógł odwiedzić skarbiec.

Pionowe i poziome krechy tworzyły kraciaste drzwi do wejścia.

Wewnątrz każdego z utworzonych kwadratów znajdował się inny symbol.

Każdy był wejściem niżej, do podświadomości, do podprogramu, który sterował jego jaźnią.

A strażnikiem skarbca była Ona.

 

- Dawno Cię tu nie było.

- Demony mnie tutaj przyciągnęły.

- Nie wierzysz już w demony. Ani w bogów. Wiem to, bo jestem Tobą.

- Jeśli jesteś mną, to nic nie wiesz. Znam siebie.

- Ale jednak to wypowiedziałeś. Czy jeśli to wypowiedziałeś, to weźmiesz cały bagaż psychicznej krzywdy i zobowiązań, który za tym idzie?

- Nie wiem czy jestem gotowy.

- Czy wobec tego będziesz się nadal oszukiwał?

- Boję się świata bez boga. Bogów.

- Czy wyrzekniesz się go?

- Boję się to wyznać. Po tylu tysiącach godzin spędzonych na modlitwach. Setkach rytuałów. Ogromnej populacji wyznawców która jest wokół. Wobec ludzi których poznałem. Strzelistych kopuł. Bronionych racji. Przeczytanych ksiąg. Bardzo się boję.

- Czego się jeszcze boisz?

- Niebycia.

- A jeszcze?

- Oddawania krwi. Bałem się też odpowiedzialności, ale mi przeszło.

- Ale tak naprawdę. Jest coś jeszcze czego się boisz?

- Bólu chyba. Znowu wraca do mnie niebyt. Przed szaleństwem z tego powodu ratuje mnie zdanie – Nie istniałem na miliony lat zanim się narodziłem i nie czułem z tego powodu żadnego dyskomfortu.

- A dlaczego nie wierzysz?

- Dlatego że zawiodłem się na instytucji. Jest mi wstyd z każdą kolejną decyzją i aferą. Dlatego że przeczytałem ewangelie i stary testament. I nie odkryłem tam wiele dobrego. Dobrą ideologię chrześcijańską w nowym testamencie. Gniewnego boga Izraelitów w starym testamencie. Drogę usianą trupami. Dużo krwi.

- A czego się spodziewałeś?

- Nudnego, stabilnego oświecenia. Rozważania prawd ukrytych w stabilnych przypowieściach. A dostałem niespójną krew. A wspominałem już, że boję się oddawania krwi.

- Czy straciłeś wiarę w boga starotestamentowego?

- Tak.

- A Jezus jest spoko?

- Jeśli byłbym w stanie uwierzyć w którąkolwiek z ewangelii. Dowiedzieć się która wersja była prawdziwa. Albo nie mieć niespójności. Bez tego to doskonały system filozoficzny. Ale nie boski.

- I co z tym zrobisz?

- Będę żyć dalej. Czuję jednak, że straciłem. Czułem to wsparcie, było ze mną w trudnych chwilach.

- Czy jesteś sobie w stanie wytłumaczyć obecność Twoich bliskich zmarłych gdzieś obok?

- Oni są częścią mnie. Mam ich kod genetyczny. Trzymam ich w każdej komórce mojego ciała. Skoro ciało, każda komórka ewolucyjnie dopasowuje się do zmieniających się warunków, to w informacji genetycznej, w ciągu niezrozumiałych znaków znajduje się coś więcej. Ciągłość. Wiadomość. Wieczność. Linia życia.

 

Dobra dekonstrukcja.

Wziąłem łyk kawy.

I więzy puściły.

 

 

środa, 24 lipca 2019

Wprawki




Wyobraź sobie wodospad. Ogromny jak góra której cześć oddają najpodlejsi szerpowie. Płynie nim maź - czarna, lepka i słodka. Potężne ptaki przelatując obok popiskując cicho w obawie przed kroplami zlepiającymi świszczące lotki. Gdzieś w tej mazi czai się chaos i niepokój. Macki szaleństwa napędzane jak piekielny młyn domagają się ciągłego ruchu. 

Słońce nie jest w stanie się przebić, dotrzeć do niewielkiej postaci u stóp wodospadu. Do mnie. Stoję, przecierając zaspane oczy - w futrzastych kapciach i szlafroku. Nabieram do filiżanki naparstek trunku i wciągam przez nozdrza aromat. Czuję w nim tego ogromnego skurwysyna kłębiącego się gdzieś wysoko. Biała filiżanka z niebieskim kwiatkiem staje się klatką, chomątem, żaglem i sterem. 

Kofeinowa wiązka, z onkologiczną precyzją usypia spokój rozpalając żar ukryty w trzewiach.

A jeszcze dobrze nie zacząłem śniadania.  

niedziela, 20 maja 2018

Niecodzienność



Światła choinkowe w całej swojej rozciągłości mrugały lampkami jak oczy klubowych niewiast w ostatnich godzinach łowów, tuż przed tym jak wodopój zostaje zamknięty. Dokładnie wtedy, gdy lwy o poszarpanych grzywach, głodne mięsa udają się w kierunku swoich legowisk. Zataczając się w wygłodniałym amoku wypatrują chociażby jaszczurki rozciągniętej na rozgrzanym od słońca głazie.

Na krawędzi wzroku koc zawinięty w rulon, jak gdyby wtulony w siebie samego. Bezlitośnie ściśnięty, wprasowany we własny schemat. Tak bardzo wtłoczony w swoją ramę, że po rozciągnięciu usłyszałoby się głos starego skrzata o włochatych stopach. Jak masło rozsmarowane na zbyt wielkiej kromce chleba.

Codzienność. Istota codzienności zawarta w małych przedmiotach.
Codzienność wynikiem przeszłości i każdego z wyborów.

Popatrzyłem na kapcie w różowe króliczki.
Uśmiechnąłem się.

czwartek, 23 czerwca 2016

Nieprzeciętność.




Mógłbym opowiedzieć Wam te wszystkie historie. Ale one nie mają znaczenia. Niczego nie stworzyłem. Niczego nie osiągnąłem. Nigdzie nie byłem. Z nikim. Jestem niezapisaną białą kartką.

Liczą się opowieści o ostatniej przeczytanej książce. Przesłuchanej płycie. Liczą się podróże na najbliższy przystanek. Liczy się wypita kawa przy porannej gazecie i kilka płytkich oddechów między świtem a szlafrokiem. Liczą się emocje włożone w codzienność.

Mogę Ci powiedzieć że wpadłem w uwielbienie minimalistycznego neonomadyzmu.

Ale czymże wtedy będą wzmianki o pachnących tostach z ciągnącym się serem na śniadanie, czym aromatyczna kąpiel z muzyką, książką i świecami, czym chłód czerwcowego poranka z rozgrzewającą herbatą na tarasie?

I.

piątek, 10 czerwca 2016

Takie tam życzenia



Czego Tobie życzę:

- żebyś znalazła cel w życiu. Taki jak trzeba.
- żebyś znalazła właściwą drogę,
- żeby każde rozwiązanie do Ciebie przychodziło. Jak nie teraz to później,
- żeby każda okazja była dla Ciebie przynajmniej na dwa razy,
- żeby pić tylko wino ze zdjęć,
- żeby książka była dla Ciebie lepsza niż ja myślę że jest,
- żeby Ci naleśnik nie szkodził a piwo pomagało,
- żeby trawa była zielona na każdym grillu jaki sobie zamarzysz,
– żebym nigdy nie był tak pijany, że nie mógłbym się do Ciebie dodzwonić.

Wszystkiego najlepszego (;